tłumaczenia literackie

Od zawsze chciałam tłumaczyć. Mieć półkę książek z własnym nazwiskiem w środku. A najlepiej cały regał. Ukończyłam dwa kierunki studiów, studia podyplomowe, poświęciłam niemal dekadę, wysyłając dziesiątki ofert do wydawnictw – wszystko dla tych kilku znaczków w stopce redakcyjnej. Czy było warto? Czy przetłumaczona powieść faktycznie daje taką satysfakcję? I jak w ogóle wygląda cały wydawniczy proces od pomysłu, przez tłumaczenie do realizacji, czyli gotowej książki w dłoniach?

Jeśli słuchałeś poprzednich odcinków Biznesowych Potyczek Językowych to wiesz, że swoją pierwszą książkę przetłumaczyłam już na studiach. Konkretnie na piątym roku filologii rosyjskiej, który był jednocześnie drugim rokiem dziennikarstwa radiowo-telewizyjnego. Tak, byłam jednym z tych freaków, którzy studiują dwa kierunki w tym samym czasie ;).

W jaki sposób udało mi się wydać własne tłumaczenie? Jakie są realne szanse na to, żeby osoba znikąd zaczęła tłumaczyć książki, które ktoś chce wydać? Poznaj moje case study!

MOJA PIERWSZA POWIEŚĆ

Przyznam Ci szczerze, że jestem trochę w czepku urodzona i życiowe farty czasami mi się zdarzają. Nie bez powodu jednym z moich głównych archetypów jest łączniczka, czyli osoba, która potrafi nawiązywać relacje, spajać ze sobą ludzi i biznesy.  Z tych znajomości często wychodzą potem naprawdę fajne współprace i rewelacyjne projekty. Tak było i tym razem. 

Podczas zajęć radiowych na studiach dziennikarskich poznałam jednego z redaktorów, który był jednocześnie współwłaścicielem wydawnictwa „Dobre Historie”. Było to lokalne wydawnictwo, publikujące w bardzo atrakcyjnej dla mnie niszy, jaką jest pulp, fantastyka i retro. Od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać o naszych fascynacjach literackich i okazało się, że oboje uwielbiamy Sherlocka Holmesa i kryminały retro. A że właśnie byłam w trakcie pisania dwóch prac dyplomowych na temat rosyjskich powieści detektywistycznych… no cóż, ta rozmowa nie mogła zakończyć się inaczej niż wspólnym projektem!

W ten sposób powstał pomysł na wydanie rosyjskiego kryminału retro z początków XX wieku. Po szczegółowym researchu powieści łotrzykowskich z tego okresu natrafiłam na cykl przygód petersburskiego detektywa, Metodego Kobyłkina. Pochłonęłam serię w moment, zaraziłam nią wydawnictwo i zaledwie kilka miesięcy później przekład pierwszego tomu – „W otchłani Imatry” – był już gotowy.

Napracowałam się bardzo, byłam mega dumna z siebie a jednocześnie… do tego stopnia zestresowana i zblokowana, że nie powiedziałam o niej praktycznie nikomu.

Na premierę pierwszej książki nie zaprosiłam ani jednej osoby z moich studiów. Nie nagłośniłam wydarzenia w sieci, nie pochwaliłam się na FB i w ogóle trzymałam całą sprawę w wielkiej tajemnicy. Bałam się tego, co inni sobie pomyślą. Bo przecież oni wiedzą lepiej, a ja na pewno coś zrobiłam źle. Ta niepewność towarzyszyła mi jeszcze przez długie lata, a pozbyłam się jej dopiero, kiedy przestałam robić to, co kocham.

Jako że wydawnictwo „Dobre Historie” działało lokalnie, a gatunek rosyjskiego retrokryminału nie należy do najpoczytniejszych, powieść o Metodym Kobyłkinie nie osiągnęła zawrotnego sukcesu. Planowaliśmy co prawda wielką trasę promocyjną po Polsce, ale zanim do niej doszło w moim życiu nastąpił wielki punkt zwrotny. Musiałam opuścić ukochany Wrocław, przeprowadzić się do Gdańska i zacząć wszystko od nowa.  

CZEGO NAUCZYŁA MNIE TA HISTORIA

tłumaczenia literackie

Po pewnym czasie książka postanowiła odbić mi się czkawką. Znalazło się drugie, również stosunkowo niewielkie wydawnictwo, które zapragnęło odkupić prawa do tłumaczenia Imatry. Wyszedł nawet drugi tom w moim tłumaczeniu – „Pierścień węża”. Ale i tym razem poczciwy Kobyłkin nie miał szczęścia.

Za to ja po tych wszystkich przygodach miałam całe portfolio… błędów, jakie popełniłam na drodze do mojej translatorskiej kariery.

JAKIE BŁĘDY POPEŁNIŁAM:

  • Brak znajomości rynku wydawniczego;
  • Brak wiary w siebie i swoje umiejętności;
  • Brak szczegółowo rozpisanej strategii i planu promocji;
  • Brak podpisanej umowy przed rozpoczęciem pracy i nieprecyzyjnie określona kwestia praw autorskich do tłumaczenia;
  • Fatalna wycena – tłumaczenie literackie z przełomu XIX i XX wieku, koloryt lokalny, zróżnicowanie językowe, gwara, a ja… policzyłam stawkę jak dla żółtodzioba. Nie umiałam kompletnie docenić swojej pracy. A była warta o wiele więcej.

To tylko część rzeczy, o których nie pomyślałam, nie przewidziałam lub zwyczajnie nie miałam o nich pojęcia. Obiecałam sobie, że następnym razem będę mądrzejsza. Czy mi się to udało?

JAK ZOSTAŁAM MATKĄ CHRZESTNĄ CZASODZIEJÓW

agnieszka papaj-żołyńska czasodzieje

Po pewnym czasie postanowiłam dać sobie drugą szansę. Zatęskniłam. Tym razem miało być inaczej. W końcu byłam bogatsza o wcześniejsze doświadczenia. Zaczęłam powolutku, stopniowo odkopywać swoje zawodowe marzenia. Najpierw tłumaczyłam dla siebie, do szuflady. Ot dajmy na to jeden rozdział książki, którą bardzo chciałabym zobaczyć po polsku. Czasem poprawiałam jedno zdanie piętnaście razy, żeby na końcu wrócić do pierwotnej wersji.

I tak od słowa do słowa, od zdania do zdania natrafiłam na powieść, która po prostu musiała być moja! Nawet nie wiem dlaczego, ale zakochałam się w niej do tego stopnia, że nie wyobrażałam sobie, żeby przetłumaczył ją ktoś inny. Chciałam, musiałam i już! Nie twierdzę, że było łatwo, ani że przyszło mi to ot tak. Ale zaparłam się tak bardzo, że zaraziłam zapałem i wydawnictwo, i autorkę.

Seria czasodzieje to magiczna opowieść o czasie. Fantastyczna historia o dziewczynce Wasylisie, która dowiaduje się, że jej ojciec jest słynnym Czasodziejem, magiem z innej planety. To także piękna opowieść o przyjaźni, dorastaniu, pierwszej miłości. O trudnych wyborach i kształtowaniu się charakteru. Pełna magicznych stworzeń, czarodziejskich wydarzeń i magii, magii czasu.

Gdy w końcu podpisałam umowę, płakałam ze szczęścia. A potem przez długie godziny klęłam na czym świat stoi, starając się stworzyć wersję idealną. Taką, której nie będę się wstydzić. Nie powiem, że mi się to udało. Bo wersji idealnej nie ma. Żaden tłumacz nie stworzy lepszego dzieła niż oryginał. I im prędzej to zrozumiesz, tym łatwiejsza stanie się twoja praca. Najważniejsze, żebyś ty był z siebie zadowolony, bo surowszego krytyka niż ty sam – ze świecą szukać.

W Polsce udało się wydać dwa pierwsze tomy z sześciu. Bardzo ubolewam nad tym, że na tę chwilę projekt nie został przerwany, ponieważ wielu fanów nadal czeka na kontynuację losów Wasylisy i jej przyjaciół. Wciąż wierzę, że się uda, że znajdę wydawnictwo, które przejmie serię. I oczywiście, że Natalia Sherba nadal będzie chciała powierzyć nam swoje literackie dziecko.

STWÓRZ DOBRĄ OFERTĘ

Jak wygląda cały proces wydawniczy i jak się za niego zabrać? Odpowiedź mogłabym zawrzeć w trzech słowach: dobra oferta wydawnicza. To właśnie od niej zależy czy wydawnictwo w ogóle się do Ciebie odezwie. Zastanówcie się, ile książek jest w księgarni! Co powinno znaleźć się w takiej ofercie?

1) Fragment książki, którą chciałabyś tłumaczyć, czyli próbka stylu, fabuły i Twoich umiejętności.

2) Streszczenie całej książki, zwłaszcza jeśli jest to powieść w języku obcym (a innych raczej nie trzeba tłumaczyć ;)).

3) Informacja o autorze książki i uzasadnienie, dlaczego warto ją wydać.

4) Wstępny plan promocji, ze wskazaniem grupy docelowej i kanałów komunikacji/promocji.

I pamiętaj, dobra propozycja wydawnicza to 90% sukcesu. Dlatego wysyłając taką ofertę warto sprawdzić wcześniej profil wydawnictwa – czy w ogóle wydaje ten gatunek i czy ma podobne książki w ofercie. I nie ograniczaj się, wybierz 5-10 różnych wydawnictw i wyślij od razu do wszystkich. A potem przywdziej swój żelazny pancerz i czekaj.

PRZYGOTUJ PLAN B

plan b

Tak jak pisałam, jest to długi proces, dlatego warto w międzyczasie znaleźć inną pracę, a tłumaczenia traktować na początek jako coś dodatkowego. Polecam wszelkiego rodzaju firmy z obsługą klienta czy agencje informacyjne, firmy IT i HR – IBM, HP, Reuters, Bayer, Manpower itp. Tam zawsze jest potrzebny specjalista z językiem, a wiedzy branżowej Cię nauczą. Powysyłaj też CV do biur tłumaczeń, które współpracują z tłumaczami na zlecenie. Ja próbowałam też w szkołach językowych, ale to akurat nie jest moja bajka 😊

Podsumowując, moja historia z tłumaczeniami literackimi była bardzo bujna. Z różnych przyczyn na jakiś czas zamknęłam ten rozdział, ale w głębi serca czuję, że jeszcze do niego wrócę.

Gdyby to zależało ode mnie, zrobiłabym to w formie self-publishingu. I kto wie, czy nie zdecyduję się na takie rozwiązanie. Zwłaszcza jeśli chodzi o książki, które nie wymagają już kupna praw autorskich. Ale w przypadku takich bestsellerowych tytułów jak Czasodzieje, najważniejsze jest dla mnie zdanie autora.

To, czego nauczyła mnie przygoda z tłumaczeniami to na pewno wielki upór i wytrwałość. To nie jest łatwy kawałek chleba. Ale, z drugiej strony, poznałam wielu wspaniałych ludzi, jak Natalia Sherba, uszczknęłam kawałek ich świata i mogłam podzielić się nim z polskimi czytelnikami. I to było warte każdej minuty spędzonej na tłumaczeniu i wysyłaniu ofert do wydawnictw.

A kiedy co wieczór przechodzę koło mojego regału w sypialni, wciąż uśmiecham się na widok może skromnej, ale jednak mojej kolekcji książek. Bo one wszystkie są moje, czuję się pełnoprawną matką chrzestną i dobrą wróżką każdej z nich. I wiecie co? Na tym regale jest jeszcze całkiem sporo miejsca, które na pewno się jeszcze zapełni 🙂


podcast agnieszka papaj-żołyńska

Podobał Ci się ten artykuł? Zostaw komentarz albo poleć go osobie, która może skorzystać z zawartych w nim wskazówek.

Jeżeli chcesz posłuchać innych odcinków podcastu „Biznesowe Potyczki Językowe”, zajrzyj do zakładki PODCAST lub zasubskrybuj mój kanał na Spotify.

Zapraszam Cię też na mój FANPAGE.

A jeśli interesuje Cię temat komunikacji językowej, transkrypcji, podcastów, szukasz tłumacza, copywritera albo Wirtualnej Asystentki – skorzystaj z bezpłatnej konsultacji i przekonaj się, w jaki sposób mogę wesprzeć Twój biznes!

0 komentarzy

Funkcja trackback/Funkcja pingback

  1. JĘZYK W BIZNESIE – DLACZEGO WARTO GO SZLIFOWAĆ - Wing Person - Podcasty, Transkrypcja, Montaż Podcastów, Tłumaczenia - […] Kiedy pracowałam na etacie ten problem nigdy mnie nie dotyczył. Każdego dnia czytałam, pisałam i rozmawiałam w języku obcym…
  2. OCZAMI RECENZENTÓW – POZNAJ OPINIE O KSIĄŻCE „PODCAST W BIZNESIE” - Wing Person - Podcasty, Transkrypcja, Montaż Podcastów, Tłumaczenia - […] Na moje 30. urodziny postanowiłam sprawić sobie jeden z prezentów, o których marzyłam przez całe życie. Był to tatuaż…
  3. TŁUMACZ-ZDRAJCA, CZYLI 5 DYLEMATÓW, Z KTÓRYMI MIERZĄ SIĘ AUTORZY PRZEKŁADÓW - Wing Person - Podcasty, Transkrypcja, Montaż Podcastów, Tłumaczenia - […] Przyznaję, zdarza mi się dopisywać coś od siebie. Ale konia z rzędem temu, kto potrafi tego uniknąć! Ile razy,…
  4. KSIĄŻKI W JĘZYKU OBCYM – DLACZEGO WARTO CZYTAĆ W ORYGINALE? - Wing Person - Podcasty, Transkrypcja, Montaż Podcastów, Tłumaczenia - […] mój ukochany „Więzień Azkabanu”. Ktokolwiek zna moje książkowe miłostki, ten wie, że zanim straciłam głowę dla kryminałów i rosyjskiej…
  5. PRACA Z JĘZYKIEM OBCYM – WADY I ZALETY - Wing Person - Podcasty, Transkrypcja, Tłumaczenia - […] jest oczywiście temat, któremu poświęciłam cały odcinek podcastu i na pewno będę jeszcze do niego wracać. Dlatego w kilku…
  6. POPRAWNOŚĆ JĘZYKOWA – PROGRAMY I APLIKACJE, KTÓRE POMOGĄ CI O NIĄ ZADBAĆ - Wing Person - Twoja dodatkowa para skrzydeł - […] Mało kto o tym wie, ale pierwszy tom „Czasodziejów” tłumaczyłam, kiedy byłam w ciąży. Nigdy nie zapomnę tych długich…
  7. STUDIA PODYPLOMOWE DLA TŁUMACZY – SPRAWDŹ, DO CZEGO MOGĄ CI SIĘ PRZYDAĆ - Wing Person - Twoja dodatkowa para skrzydeł - […] nie każdy poradzi sobie na tych studiach. Nie każdy ma dryg do tłumaczeń specjalistycznych (czy tłumaczeń w ogóle) i…
  8. Czego nauczyło mnie życie w Rosji | Wing Person - […] A o tym, jak potoczyła się moja kariera zawodowa i czy faktycznie zostałam tłumaczem literatury, możecie posłuchać w piątym…

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *