Nadal nie mogę w to uwierzyć. I nie uwierzę, dopóki nie usłyszę szelestu kartek i nie przytulę do piersi opasłego tomu. A jednak to marzenie właśnie się spełnia. Pierwszy tom „Akademii Uroków” w tym półroczu trafi do czytelników i wiem, że to będzie prawdziwa petarda. Bo w końcu tworzą go trzy super babki. Czy tłumacz na freelansie może wydać bestseller? Czy ten projekt nam się opłaca? Jak wyglądało tłumaczenie? Posłuchaj osobistego odcinka o projekcie, który po latach wyszedł z szuflady.
W jednym z ostatnich odcinków podcastu „Co we freelansie piszczy?”, moja partnerka biznesowa, Karolina Brzuchalska powiedziała:
Uważaj, o czym marzysz, bo jeszcze się spełni…
I te słowa idealnie obrazują stan, w którym właśnie przebywam. Nie dość, że za miesiąc odbędzie się premiera IV tomu książki „Doskonale niedoskonali” z moim rozdziałem o poczuciu własnej wartości, to jeszcze z otwarcie mogę powiedzieć – znów jestem tłumaczem literackim. Skończyłam pierwszy tom, Karolina zrobiła redakcję, a Gina wpadła w wir kropek i przecinków. Działamy! I jest pięknie.
Ale zdradzę Ci, że w mojej karierze tłumacza nie zawsze tak było. Bo tłumacz na freelansie nie ma lekko, a tłumacz literacki to już w ogóle musi mieć naprawdę twarde te strategiczne cztery litery 😉
TŁUMACZ NA FREELANSIE – JAK TO SIĘ ZACZĘŁO
O pracy tłumacza marzyłam już jako dziecko. Sfrustrowana tym, że muszę czekać na kolejne tomy Harry’ego Pottera, sięgałam po oryginał i chociaż nie wszystko z niego rozumiałam cieszyłam się, że mam taką możliwość.
W przypadku rosyjskiego również niemal od razu zaczęłam sięgać po oryginały, sprawdzając co któreś słówko w słowniku. Byłam zdeterminowana, aby czytać w języku obcym nie tylko dlatego, że brak mi cierpliwości, ale ze względu na wartość, jaką daje lektura książek w oryginale:
- rozwijasz język,
- poznajesz styl autora,
- zapamiętujesz konstrukcje gramatyczne,
- zaczynasz myśleć w języku obcym,
- obcujesz z dziełem, nieskażonym przekładem,
- masz szansę przeczytać więcej części i szybciej poznać historie bohaterów.
I dla mnie jest to ogromna wartość, ale wiem, że nie każdy może sobie na to pozwolić, bo zwyczajnie nie zna języka oryginału!
Pamiętam, jak podczas spotkania autorskiego z ukraińsko-rosyjską pisarką, Aleksandrą Rudą jedna z czytelniczek zwróciła się do mnie:
Pani to ma szczęście! Zna pani dalsze losy bohaterów! A ja jestem zdana na łaskę wydawnictwa.
Te słowa bardzo utkwiły mi w głowie i utwierdziły mnie w przekonaniu, że chcę kontynuować moją misję – dać polskim czytelnikom szansę i możliwość, aby zaznajomili się z perełkami rosyjskiej fantastyki.
Czy mi się to udało? Nie od razu.
TŁUMACZ NA FREELANSIE – DO 3 RAZY SZTUKA
Na studiach przetłumaczyłam moją pierwszą powieść, czyli kryminał retro „W otchłani Imatry”, a kilka lat temu zostałam matką chrzestną „Czasodziejów”. Niestety, obie serie nie odniosły spektakularnego sukcesu, gdyż… zawiodła promocja. I komunikacja z wydawnictwami.
Jeżeli kiedykolwiek usiłowałeś coś wydać lub przetłumaczyć dla wydawnictwa, to na pewno masz pojęcie, jak ciężki i długotrwały jest to proces.
Wysyłasz:
- propozycję,
- tekst,
- tłumaczenie,
- brief,
- streszczenie…
I czekasz. Średnio od 3 do 6 miesięcy, z zastrzeżeniem, że wydawnictwo skontaktuje się tylko z wybranymi autorami.
Nie zliczę, w ilu miejscach odbiłam się od ściany, pocałowałam klamkę czy zwyczajnie nie doczekałam się odpowiedzi. Dlatego wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie czas na rundę trzecią, zrobię to na własnych zasadach.
I tak się właśnie stało. Nie dość, że przetłumaczyłam moją ukochaną książkę, to jeszcze wydam ją z najlepszym zespołem, o jakim można marzyć.
TŁUMACZ NA FREELANSIE I NA WŁASNYCH ZASADACH
Już za kilka miesięcy poznasz niezwykłą historię. Opowieść, w którą – jako tłumacz – włożyłam całe moje serce i umiejętności, a dziewczyny robią z niej prawdziwe cudo w redakcji i korekcie. Kiedy tłumaczysz, wiele rzeczy może Ci umknąć, dlatego tak ważna jest praca zespołowa.
I wiesz co?
Nie mam wątpliwości, że emocjonalny, wciągający kryminał, z elementami fantastyki i romansu, który trafi w Twoje ręce, będzie dopieszczony w najdrobniejszych szczegółach. Bo nasza książka ma jeden wyróżnik, którego tak bardzo brakowało mi, gdy jako tłumacz na freelansie pracowałam z różnymi wydawnictwami.
Ten wyróżnik to partnerstwo i współpraca.
Działamy razem i wspólnie dbamy o efekt. Dyskutujemy, spieramy się, porównujemy. Nikt nie odbębnia swojej części. Ten projekt powstaje z sercem. I chociaż na początku było to moje marzenie, czuję, że wszystkie zaangażowałyśmy się w tę opowieść od stóp po czupryny 🙂
A z takiej współpracy może wyjść tylko dobra historia! Jesteś na nią gotowa? Bo my już przebieramy nogami :))
Podobał Ci się ten artykuł? Zostaw komentarz albo poleć go osobie, która może skorzystać z zawartych w nim wskazówek.
Jeżeli myślisz o własnym podcaście, to zamów moją książkę „Podcast w biznesie”! Dołącz też do grupy FB „Podcast w biznesie – grupa wsparcia dla podcasterów”.
Jeżeli chcesz posłuchać innych odcinków podcastu „Biznesowe Potyczki Językowe”, zajrzyj do zakładki PODCAST lub zasubskrybuj mój kanał na Spotify.
Zapraszam Cię też na mój FANPAGE.
A jeśli interesuje Cię temat komunikacji językowej, transkrypcji, podcastów, szukasz tłumacza, copywritera albo wsparcia w prowadzeniu social mediów – skorzystaj z bezpłatnej konsultacji i przekonaj się, w jaki sposób mogę wesprzeć Twój biznes!
0 komentarzy